czwartek, 4 marca 2010

2010-02-(27-28) Jakuszyce

Bardzo udany wyjazd mimo przygód z dojazdem i powrotem.
Pogoda była zmienna ale chwile w których świeciło słońce rekompensowały inne nieprzyjemności pogodowe. Rano w niedzielę przejrzystość powietrza była taka duża, że wydawało się bezproblemowe piesze przejście z Jeleniej Góry na Śnieżkę, Kopę czy Szrenicę – wszystko w zasięgu ręki.
Noclegi załatwiłem sobie w Jeleniej, do Jakuszyc musiałem dojeżdżać PKS’em, który miałem o godz. 7, żeby zdążyć się wyszykować wstawałem o 5.40 ale dzięki temu w wypożyczalni sprzętu meldowałem się już o 8. jako pierwszy klient.
Wypożyczyłem sobie VIP’owski zestaw nart ze smarowaniem, trochę był z tym problem ponieważ nie wiedziałem czego się spodziewać jak chodzą narty bez łuski na ile mogą się wyślizgiwać spod nogi. Poza tym musiałem przejść instruktaż zakładania kijków dedykowanych do ręki ze specjalnymi miejscami na kciuk i zapinanymi na rzepy. Po pierwszej próbie na świeżym śniegu trzymały nieźle, ale na zmrożonych trasach kopałem nartami do tyłu a że do startu miałem jeszcze chwilę więc poprosiłem o przesmarowanie innym klistrem po czym było już lepiej. Po zapisaniu się na zawody miałem jeszcze trochę czasu postanowiłem więc sprawdzić jak biegnie początek trasy żeby wiedzieć czego się spodziewać i żeby nie pomylić przebiegu. Okazało się, że dałem radę przebiec całą pętlę i miałem jeszcze 15 min do startu. O przebiegu startu można poczytać tutaj: http://mojestarty.blogspot.com/2010/03/ix-otwartych-mistrzostwach-zagebia.html
Po starcie odpocząłem coś zjadłem i wybrałem się na wycieczkę do stacji turystycznej „Orle” piękny budynek i niesamowity klimat biesiady, jednak nie przysiadłem tam bo musiałem pędzić z powrotem, na ogłoszenie wyników. W drodze powrotnej w związku z tym, że klister już praktycznie nie dawał odbicia musiałem się ratować dość kulawą technika dowolną. Miejscami mój krok łyżwowy prawdopodobnie wzbudzał politowanie ale nie przejmowałem się tym jakoś. Na ogłoszenie wyników oczywiście spóźniłem się jakieś 5min i już było całej imprezie, dodatkowo dobiła mnie informacja, że ostatni autobus z Jakuszyc mam nie o godz. 18 tylko o 15 w związku z tym czułem duży niedosyt – nie zobaczyłem ani jednej skałki z bliska. Wcześniejszy powrót do Jeleniej Góry wykorzystałem na zwiedzanie centrum i miło się zaskoczyłem bardzo przyjemny klimat trochę jak połączenie Zamościa i Lublina – zdjęcia można zobaczyć tutaj:


Drugiego dnia znów wylądowałem o 8 w wypożyczalni tylko niestety narty nie były dla mnie jeszcze przygotowane i musiałem na nie czekać 45min #@%&! W tym czasie zapoznałem się z przebiegiem trasy zawodów SNS na 20km, które uznałem za ważniejsze od wczorajszych. Trasa też składała się z dwóch pętli ale przebiegała inaczej niż z poprzedniego dnia chociaż kończyła się tym samym długim zjazdem. Narty przygotowywał mi chłopak który odniosłem wrażenie, że bardziej się znał niż serwisant z poprzedniego dnia. Przyglądając się skomplikowanej technice nakładania smarów, cyklinowaniu i nakładaniu kolejnych warstw klistrów stwierdziłem, że to zabawa nie dla mnie – to jakaś wiedza tajemna do której potrzeba mnóstwo czasu i sprzętu takiego jak specjalne imadła, podgrzewarki, cykliny itp. Nie wydaje mi się żebym miał kiedykolwiek czas i chęci na te „czary-mary”. Wolę szybko przetrzeć ślizgi parafiną i ruszyć na śnieg niż ślęczeć nad nakładaniem mazideł. Ale wracając do biegania postanowiłem i tym razem przetestować trasę, żeby się nie pogubić podczas startu ruszyłem więc z mapką planując kilka dodatkowych odbić na boki na Cichej Równi na wysokości 1003m.npm. Okazało się, że ta trasa jest dużo trudniejsza: od początku bardzo ostry i długi podbieg potem trochę płasko i znów podbieg następnie odrobinę z górki i kolejna prosta z dość długim podbiegiem. Co prawda narty idealnie trzymały (dużo lepiej niż dzień wcześniej) ale już zdawałem sobie sprawę, że podczas startu nie będzie łatwo. Na Cichej Równi rzeczywiście mimo bardzo silnego wiatru było spokojnie do tego słońce raz po raz zaświeciło i widoki przy rewelacyjnej przejrzystości powietrza były przepiękne – zdjęcia tego nie oddają przez szerokokątny obiektyw (nie widać wyraźnie tego co było naprawdę daleko w „realu”). Szukałem tutaj skałek charakterystycznych dla tych gór jednak nigdzie ich nie mogłem znaleźć, nawet obiecująca nazwa „Kamienny Kamień” zawiodła mnie na miejsce gdzie żadnego kamienia nie mogłem dojrzeć. Z daleka zaczęły mi majaczyć Krucze Skały za drzewami i już miałem właśnie odbić z przebiegu trasy na jeszcze jedną pętelkę jednak zorientowałem się że mam jakieś 25 min do startu i postanowiłem już wracać żeby nie kusić losu i nie spóźnić się. W tej części zaczęły się zjazdy - długie - czasami nawet dość ostre z kilkoma zakrętami pod kątem 90st. Za jednym takim zakrętem nie utrzymałem się w koleinach i naprawdę ciężko się wyłożyłem „jak długi”. Szybko się pozbierałem ciesząc się z nowego doświadczenia (przynajmniej będę wiedział gdzie uważać). Kawałek dalej napotkałem kolejny długi i męczący podbieg i zacząłem wątpić czy zdążę na start, podbieg się nie kończy, ja tracę siły a czas ucieka. Wiedziałem, że jak ostro przycisnę to zjazd na końcówce pokonam w kilkanaście minut ale z istnienia tego podbiegu nie zdawałem sobie sprawy. W końcu dotarłem na miejsce 5min przed rozpoczęciem zawodów szybko wypiłem trochę izotonika i ustawiłem się trochę za bardzo rozgrzany na końcu w jednym z czterech torów startowych jako „nasty” w kolejce. O starcie szczegółowo można poczytać tutaj: http://mojestarty.blogspot.com/2010/03/start-w-v-edycji-salomon-nordic-sunday.html
Po zawodach nie miałem już siły i czasu a przez padający deszcz nawet ochoty na wycieczki i powrót do Kruczych Skał czy szukanie jakichkolwiek innych skał trochę sobie jeszcze potruchtałem na nartach w okolicach wypożyczalni, przebrałem się, spakowałem i udałem w podróż powrotną do domu: 7 godzin dogorywania w autobusach PKS i koleją. Zmęczony na maksa ale spełniony z minimalnym niedosytem co do zwiedzania rzeźb skalnych (będzie po co wracać).

1 komentarz:

  1. Nie wiedzielismy, ze biegowki traktujesz tez tak powaznie jak normalne biegi. Jestem pod wrazeniem, ze tak jestes w to wciagniety. I nie tylko chodzi Tobie o ten sport ale i o widoki, ktore nie sa Tobie obojetne. Przez to my mamy co ogladac i z tego bardzo sie cieszymy. Brakowalo nam tylko krotkiej informacji na temat pzez Ciebie zajetych miejsc. Ja juz na te dodatkowe linki nie mialam czasu i dlatego ta moja uwaga. Zazdroszcze Tobie Twojej wytrzymalosci. Oby tak dalej. Sukcesow zyczy cioteczka z rodzina

    OdpowiedzUsuń